Obudziła mnie kolejna kłótnia moich współlokatorek. Nie zrozumiałam
jednak, o co chodzi. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam tylko nienawistny wzrok
Charlotte, skierowany w stronę mojej przyjaciółki. Czy ona naprawdę nie potrafi
inaczej?
Kiedy sięgnęłam ręką, by podrapać się w plecy, moja ręka natknęła się na
coś dziwnego. W dotyku przypominało bawełnę, z tym że było sztywne. Usiadłam, a
do moich uszu dotarł stłumiony pisk Amelii.
- O rany! Rany, rany, rany! To niesamowite! – krzyczała w euforii. – Wstań
szybko i spójrz w lustro! – nakazywała. Nie mając wyboru, podniosłam się z
łóżka i podeszłam do szafy. Moim oczom ukazał się widok zapierający dech w
piersiach. Piękny, czarny zawijas idealnie odcinał się od lawendy moich
ogromnych skrzydeł. Stałam tak jakiś czas, po czym wreszcie odwróciłam wzrok.
Spojrzałam na Charlotte. Wydawała się zaskoczona. Czyżby nie podejrzewała, że
coś tak pięknego może być częścią mojego ciała?
- Ojej… - wyrwało jej się i natychmiast zasłoniła dłonią usta.
Zauważyłam, że nie parzyła tylko na moje plecy. Moje oczy miały teraz tak
niesamowitą barwę, że faktycznie zapierało dech w piersiach. Był to również
kolor lawendowy, tak jak skrzydeł.
Amelia podeszła do mnie i przytuliła z całej siły, uważając jednak na mój
nowy nabytek. Uśmiechnęłam się do niej.
- Ciekawe, co on oznacza. – powiedziała, a ja spojrzałam na nią
całkowicie zdezorientowana. – Kolor oczu. Nie wiesz, że barwa pojawiająca się
wraz ze zmianą ma swoją symbolikę?
Moje milczenie było wystarczającą odpowiedzią. Ostatnio coraz częściej
żałowałam, że nie wychowywałam się z moimi rodzicami, którzy mogliby mi o
wszystkim opowiedzieć. Wszystkiego nauczyć. I… do wszystkiego przygotować.
Nagle Amelia wyrwała mnie z zamyślań:
- Kolor limonki – to mówiąc, wskazała na swoje oczy. – Oznacza szczerość.
Nieźle, co? – zaśmiałam się. Nie miałam wątpliwości co do trafności tego
stwierdzenia. Dziewczyna miała sporo mniejszych lub większych wad, ale na pewno
nie była nią fałszywość.
- Mirando? – zmroziło mnie. To była Charlotte, ale ku mojemu zdziwieniu,
jej głos nie miał żadnego negatywnego wydźwięku. Była raczej smutna.
Odwróciłam się gwałtownie i spojrzałam na nią. To, co ujrzałam, przerosło
moje wszelkie oczekiwania. Ona płakała.
- Słucham? – odrzekłam nijakim tonem.
- Przepraszam – szlochała, ale nie potrafiłam jej zaufać. Choć być może
było jej przykro, wiedziałam, że to chwilowy impuls. Za parę minut pewnie
zmieni zdanie.
Charlotte wstała, zebrała rzeczy i poszła do łazienki. Spojrzałam na
Amelię pytającym wzrokiem, ale ona tylko wzruszyła ramionami. Podeszłam znowu
do lustra i uważnie przyjrzałam się skrzydłom. Niesamowite. Przypominały
kształtem pazia królowej. Wyglądały zupełnie inaczej niż Amelii, można porównać
do skrzydeł typowej wróżki.
- Piękne – powiedziała Amelia. Uśmiechnęłam się do niej.
Przypomniałam coś sobie. Wczoraj gdy przeglądałam rzeczy w mojej szafie,
wszystkie ubrania oprócz sukienki, którą założyłam wczoraj, miały już wycięcia
na skrzydła. Czyżby ktoś w szkole zarządzał garderobą uczniów? Nadal
zastanawiając się nad tym tematem otworzyłam szafę i wyjęłam z niej bluzkę,
którą wykonałam na zajęciach krawiectwa. Tak jak myślałam posiadała już z tyłu
wycięcie na skrzydła. Pokazałam bluzkę Amelii i spytałam:
- Jakim cudem…? – nie za bardzo wiedziałam jak dokończyć to zdanie.
Dziewczyna zaniemówiła.
- Nie mam pojęcia jak to się dzieje… - wykrztusiła. – Najwyraźniej
Papilloni albo zaczarowali te rzeczy, albo jakoś na nie wpływają z większej
odległości… Może dowiemy się tego na którejś lekcji?
- Nie wiem… - zamyśliłam się. Jednak po chwili wróciłam na ziemię. – Już
dziesiąta. Ubieramy się w nowe bluzki? – spytałam starając się uśmiechnąć. –
Szkoda by było ich od razu nie wypróbować.
Amelia ochoczo pokiwała głową, zadowolona chyba, że zmieniłam temat.
Nagle pomyślałam o Charlotte. Dość długo siedziała w łazience. A tak właściwie
co jej odbiło? Czyżby zrozumiała, że nie przystawiam się do Jake’a? A może się
mnie przestraszyła? Charlotte, wampirzyca wariująca na widok krwi, bojąca się
Papillonki, która dopiero przechodzi przemianę. Niemożliwe. Szkoda. Uśmiechnęłam
się do siebie pod nosem. Wywoływanie strachu w wampirze musi być kuszące…
- Miranda! – Amelia krzyknęła mi prosto do ucha. Ups. Musiałam się trochę
zamyślić.
Amelia już sięgała po swoją bluzkę. Ja również to zrobiłam, nadal zastanawiając
się, co Charlotte tak długo robi w łazience.
***
O nie. Dzisiaj wszystkie lekcje spędzę sama. Oczywiście mam na myśli to,
że bez Amelii. Ale może dzięki temu poznam inne ciekawe osoby?
Najpierw muszę jednak znaleźć salę artystyczną. No nie! Znowu on.
- Cz... – krzyknął, a raczej spróbował krzyknąć z drugiego końca
korytarza. Głos wyraźnie stawiał mu opór w przeciskaniu się przez gardło. – Są
piękne – powiedział, podchodząc bliżej. Oczy mu płonęły fascynacją. Czemu
wszystkich tak to intryguje? Mnóstwo tu Papillonów i to z piękniejszymi
skrzydłami. Ot, choćby pielęgniarka.
- Cześć – uśmiechnęłam się promiennie. - Szukam sali artystycznej.
- To super! – spojrzałam na niego jak na wariata. – Mam na myśli to, że
mam teraz lekcję obok. Chodź. – powiedział i ruszył w stronę schodów prowadzących,
jak dotąd myślałam, do piwnicy.
- Od zawsze marzę o jednym – powiedział, kiedy zeszliśmy do zacienionego
korytarza, po którym nie kręciło się wiele osób. Spojrzałam mu w oczy. Był
smutny. – Odkąd dowiedziałem się, że istniejecie, chciałem być jednym z was –
mówił drżącym głosem. Usiedliśmy na ławce niedostępnej dla lamp. Poczułam się
dziwnie.
- Dlaczego? – spytałam, nie wiedząc co innego mogę powiedzieć.
- Wiesz, że nienawidzę smaku krwi – zadrżałam, wyobrażając sobie... Na szczęście przerwał moje rozmyślania – A
wy... Wy tego nie musicie robić . Tak, wiem, też nie macie zbyt łatwo jeśli
chodzi o ten cały nów...
- Jaki nów? – przerwałam mu zupełnie nie wiedząc, o co chodzi.
- Naprawdę nie wiesz? No tak... Chodzi
o to, że podczas nowiu dostajecie szału. Światło księżyca uspokaja was w
nocy, tak jak słoneczne w dzień. Dlatego jeśli go nie ma, tracicie nad sobą
kontrolę.
- Wow. Nawet ty wiesz więcej niż ja. – powiedziałam ponuro. Lekko się
uśmiechnął, co poprawiło mi humor. Jego oczy są naprawdę piękne. Od razu
zamarzyłam o gorącej czekoladzie. Zachichotałam na myśl o własnej głupocie.
Chyba jednak coś jest ze mną nie tak.
- Po prostu interesuję się wami. Ciekawi mnie wasz świat.
I w tym momencie zadzwonił dzwonek. Okropieństwo. Zaprowadził mnie pod
samą salę artystyczną, a kiedy chciałam wejść do środka, złapał mnie delikatnie
za ramię. Odwróciłam się.
- Robisz coś dzisiaj po szkole? – odniosłam wrażenie, że moje serce się
zatrzymało.
- Czy... Czy ty mnie zapraszasz na randkę? – typowe. Przecież nie gram
przygłupim serialu! Jak mogę się zachowywać tak idiotycznie?
- Niezupełnie… – uśmiechnął się zagadkowo, a ja kiwnęłam głową w geście
zgody.
Naturalnie, na zajęciach artystycznych nie dane mi było się skupić.
Na gastronomii poszło mi łatwiej. Zapamiętałam co najmniej połowę z tego
co mówił pan Bloody.
- Zapamiętajcie jedną, najważniejszą ze wszystkich zasadę. Nigdy,
przenigdy nie wolno wam skosztować wampirzej krwi – cała sala ucichła. –
Zapewne wiecie już, że podczas nowiu tracicie kontrolę nad własnym umysłem –
uśmiechnęłam się na wspomnienie okoliczności, w których się tego dowiedziałam.
– Dlatego wtedy musicie być niezwykle ostrożni, a najlepiej iść spać
bezpośrednio po zachodzie słońca. Nawiasem mówiąc, w naszej szkole zabronione
jest picie jakiejkolwiek krwi, ale, jak zapewne niektórzy już wiedzą, ta
pochodząca od wampirów działa na nas pobudzająco i regenerująco. Czasem używa
się jej do leczenia Papillonów w specjalnych szpitalach, jednak tylko w
specjalnych przypadkach. Więc radzę wam szczególnie uważać, aby nie doszło do
żadnego tragicznego wypadku.
***
Nareszcie ostatni dzwonek. Wybiegłam z sali matematycznej najszybciej,
jak tylko zdołałam i pobiegłam do
pokoju. Na szczęście nie zastałam tam Charlotte, a jedynie Amelię malującą
paznokcie u stóp na wyjątkowo wściekle różowy kolor.
- Hej... – powiedziała, kiedy mnie zobaczyła. – Co ci się stało? Jeszcze
nigdy nie widziałam cię tak szczęśliwej! – faktycznie, w tym momencie zdałam
sobie sprawę, że od łaciny uśmiech nie schodzi mi z twarzy, a do tego miałam
już skrzydła. Musiałam wyglądać na chorą psychicznie.
- Nic takiego... – powiedziałam, ale dziewczyna zwęszyła już, że coś
ukrywam.
- Proszę, powiedz! – nalegała. - O ile nie chodzi... – przestałam jej
słuchać. Na pewno chciała powiedzieć „Jake’a”. Nie przemyślałam tego. On jest
przecież wampirem. Chwilunia! Przecież nie idę na randkę, tylko na zwykłe
przyjacielskie spotkanie.
- Mirando? – powiedziała po nieokreślonym czasie.
- Możesz powtórzyć? – zaśmiałam się, ona zrobiła to samo.
- Pytałam, o kogo chodzi. Słyszałam, że chodzisz na gastronomię z
Simonem. Niezłe z niego ciacho. Umówił się z tobą? – zupełnie nie wiedziałam, o
kim ona mówi.
- Zupełnie nie wiem, o kim mówisz. – powiedziałam, nie kryjąc prawdy.
- To może ten cały Jason, czy jak mu tam?
- Słucham?
- Mirando! Błagam cię, powiedz, że nie chodzi o Jake’a! – nie byłam
pewna, co zrobić. Jeśli bym się zarumieniła, pomyślałaby zapewne, że między
nami coś jest. Nie mogłam zaprzeczyć, bo kłamstwo na nic by mi się nie zdało.
Najwyraźniej milczenie okazało się dosyć wymowne, bo Amelia powiedziała:
- Lepiej, żeby Charlotte się nie dowiedziała.
- Nie o to chodzi. Po prosu z nim wychodzę, jak dwoje zwyczajnych
przyjaciół – wiedziałam, że tego nie kupiła. To byłoby zbyt proste.
W sumie to sama sobie chciałam coś wmówić. Czemu nie potrafiłam być
szczera, nawet w stosunku do siebie?
W każdym razie, gdy Amelia usłyszała te słowa z moich ust, do tego
wypowiadane głosem niepewnym i roztrzęsionym ryknęła na mnie:
- Mirando! – krzyknęła prosto do mojego ucha. – Jest mnóstwo przystojnych
Papillonów w tej szkole. Dzisiaj na swoich zajęciach miałaś Simona, Jasona i
tego słodkiego Eliotta. Rozumiem, że chcesz mi uświadomić twoje zauroczenie w
wampirze, na którego właśnie zasadza się Charlotte?! Czyś ty kompletnie
oszalała? Po szkole chodzą już plotki, że z nim jesteś. Połowa szkoły o tym
mówi. Czy ty naprawdę nie rozumiesz tego, że odbijanie chłopaków wampirzycom
takim jak Charlotte nie jest dobrym pomysłem?! A biedaczek Eliott słysząc te
informacje tylko cicho wzdycha po kątach…
Wytrzeszczyłam oczy. Nie miałam pojęcia, że od kiedy jestem w tej szkole,
ktoś się zainteresował moją osobą.
- Eliott…? – zastanowiłam się. – Chyba był jakiś na zajęciach z
gastronomii, ale zupełnie nie pamiętam jak wyglądał. Musisz mi go kiedyś
pokazać – uśmiechnęłam się do swoich myśli.
- Mirando… - powiedziała Amelia smutnym głosem. – Proszę powiedz mi, że
się w nim nie zakochałaś i nie zamierzasz iść na to spotkanie. Tak zrobisz,
prawda?
Zastanowiłam się. Czy byłam zakochana w Jake’u? Kurcze, wychodzi na to,
że tak. Ale czy rzeczywiście powinnam? Po pierwsze on jest wampirem, a ja
Papillonką, on pije krew, a kiedy tylko o tym pomyślę zbiera mi się na wymioty.
Ale w sumie on mówił, że ma podobnie... Po drugie Charlotte mnie zamorduje.
Dosłownie – zamorduje, wypije moją krew, posieka i spali, albo ewentualnie coś
równie strasznego. Po trzecie – on mnie przeraża. Przeraża mnie wszystko co
jest związane z wampirami. Na pewno nie jest to dobry pomysł. Po czwarte, będę
musiała się z tym pogodzić, gdyż jest już za późno – zakochałam się.
- Amelia, zrozum mnie – westchnęłam powoli. – To wcale nie jest takie
proste. Gdy obok niego stoję, każda cząstka mojego ciała każe mi od niego
uciekać, ale nadal stoję. Przeraża mnie to ale nie mam nad tym kontroli. Czy to
właśnie oznacza miłość? – zastanowiłam się chwilę co mówić dalej. Amelia
milczała. – Tak właściwie czym jest miłość?
Po tych słowach przypomniała mi się nagle lekcja literatury. Wraz z tym
wspomnieniem natychmiast usłyszałam w głowie ciche słowa nauczycielki: „Miłość
nie polega na wzajemnym patrzeniu sobie w oczy, lecz spoglądaniu w tym samym
kierunku”. Do której grupy się zaliczałam? Czy w ogóle ten „związek” miał
jakieś szanse? Nie zdążyłam się nad tym zastanowić, gdyż Amelia przerwała
szybki tok myśli napływający do mojej głowy.
- Mirando… - westchnęła zrezygnowana. Wpatrywała się w podłogę, ogólnie
mówiąc wyglądała i zachowywała się zupełnie jak nie ona. – Jeśli rzeczywiście
jest jak mówisz, to będę musiała jakoś z tym żyć. Pytanie czy Charlotte
zniesie, że ukradłaś jej chłopaka prosto sprzed nosa, którego próbowała zdobyć
od początku wakacji, a tobie udało się to w kilka dni. Prawdopodobnie teraz
będzie rzadko bywać w pokoju. No chyba, że my będziemy gdzie indziej.
Spodziewam się, że wróci dopiero gdy zaśniemy.
- Amelio, obiecaj mi proszę tylko, że gdyby Charlotte chciała mnie
zaatakować to pomożesz mi się bronić. Przysięgasz? – przyjaciółka kiwnęła głową
na znak zgody. Jednak uśmiechnęła się leciutko, najwyraźniej rozbawiona moim
podejściem do sprawy.
- Nie obawiaj się – powiedziała spokojnym głosem. – Ona nie jest na tyle
zła by atakować…
Jednak nagle przerwała bo drzwi gwałtownie się otworzyły, a w nich
stanęła… Charlotte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz